Maleńkie światełko

Jak opętana szukam swojego świetlika.Takiego robaczka z miniaturowym światełkiem na odwłoku.Trudna i niewdzięczna to robota szukać trochę jakby na siłę ,trochę jakby na przekór wszystkim i wszystkiemu tego maleńkiego świetlikowatego blasku.Ale ja muszę inaczej polegnę.Już dostałam łomot.Mój organizm się zbuntował.Porządnie .Jeszcze nigdy nie szwankowało mi to co teraz wysiadło.Nigdy w największych stresach ,w najgłębszych łzach,w największej trzęsiawce,ani pod pływem przedawkowanych leków nie zdarzyło się to co w sobotę.To uświadomiło mi też fakt że jednak to co dzieje się ze mną i w moim życiu wcale do błahych nie należy.Dostałam kopa w dupsko i mam kolejną z zupełnie nowego i nieznanego tematu lekcję do odrobienia.Czekam piątku jedziemy wtedy z moją nastolatką na spotkanie z innymi mamami i pannicami i będziemy się uczyć dekupażu.Taki czas tylko dla mamy i córki.Całe dwie godziny .A  z ta nastolatką to jazda na maksa.A pogubione to.A  niepewne.A za moment istny smok siedmiogłowy.Ech........Tylko muszę znaleźć sobie świetlika żeby mi te nieludzkie mroki życia troszkę rozświetlił.









2 komentarze:

Eurydyka pisze...

Podsyłam Ci priorytetem trochę światełka i ciepełka :)) Nie zabrzmiał radosnie Twój post, weź się w garść lub skorzystaj z pomocy :) A z nastolatkami nie bywa łatwo, sama byłam trudną nastolatką, pyskatą i upartą. A wyrosłam na normalnego człowieka, he, he ...

shy pisze...

Eurydyko dziękuję za światełko.Kurcze jaka tu jeszcze pomoc potrzebna?Psychologa mam chociaż odnoszę wrażenie że mało skutecznego.A może ja za dużo wymagam?Co do nastolatków to pyskowanie i upór można przetrwać ale jak się taki dzieciak gubi sam w sobie to i ja się gubię...Pozdrawiam i dziękuję.